« Powrót do poprzedniej strony

Tropiciel samochodów - LoJack

LoJack, czyli System Lokalizacji i Odzyskiwania Skradzionych Pojazdów był już opisywany na łamach "Motoru", ale wciąż jest mylony z systemami opartymi na nawigacji satelitarnej GPS. od których zasadniczo się jednak różni..

LoJack, choć zaliczany jest do zabezpieczeń przeciwkradzieżowych, w istocie służy do namierzania ukradzionych pojazdów. Potrafi je zlokalizować, nawet gdy ukryte zostały w podziemnym garażu. Jest to możliwe dzięki wykorzystaniu fal radiowych o znacznie większej długości niż te stosowane przez systemy bazujące na GPS, które stają się bezradne, gdy auto zostaje schowane w dobrze przygotowanej złodziejskiej kryjówce.

Na czym to polega?

W aucie montowany jest indywidualny nadajnik. Miejsca, gdzie się znajduje, nie zna nawet właściciel pojazdu. Urządzenie pozostaje w uśpieniu do czasu jego aktywacji przez centrum LoJack. Następuje to drogą radiową, chwilę po tym, gdy policja i centrum zostaną przez właściciela pojazdu (który swą tożsamość musi potwierdzić numerem VIN) zawiadomione o kradzieży samochodu. Na marginesie: nieuzasadnione zlecenie akcji kosztuje 10 tys. zł.

Lokalizowanie skradzionego samochodu odbywa się dzięki urządzeniom odbiorczym zainstalowanym m. in. w kilkuset policyjnych radiowozach.

Gdzie działa LoJack?

System znany w Polsce pod nazwą LoJack powstał w USA w wyniku współpracy koncernu Motorola mającego

spore doświadczenie w budowaniu wojskowych systemów radiolokalizacyjnych oraz naukowców z Massachusetts Insti-tute of Technology (MIT). W 1986 roku eksperymentalnie zaczął być stosowany w stanie Massachusetts, mocno nękanym przez złodziei samochodów. Później rozpowszechnił się i w innych rejonach USA. Do marca tego roku łącznie przy jego użyciu odzyskano w Stanach Zjednoczonych około 40 tys. pojazdów.

Dziś z systemu korzystają mieszkańcy 21 państw, m. in. Wielkiej Brytanii, Niemiec, Rosji, Słowacji. Kilka kolejnych krajów przygotowuje się do jego wdrożenia. W Polsce przygotowania rozpoczęto w roku 1995, we wrześniu 1999 r. odzyskano pierwszy samochód, do lipca tego roku było ich już ponad 50. Najkrótsza akcja poszukiwawcza trwała 10 minut, najdłuższa trzy miesiące. Na razie nie udało się "namierzyć" sześciu aut.

Zdecydować się czy nie?

Polski oddział LoJack kieruje swoją ofertę głównie do właścicieli aut średniej klasy kosztujących 30 - 70 tys. zł. System ma zapobiec m. in. rosnącej fali kradzieży samochodów z myślą o ich rozbiórce i sprzedaży części na giełdzie. Ostatnio np. apetyt złodziei wzrósł na samochody Daewoo. Coraz więcej po naszych drogach krąży bowiem samochodów, którym skończyła się fabryczna gwarancja i "lewe" części zaczęty być w cenie.

Włączenie samochodu do systemu LoJack to kwestia 1 tys. zł za zamontowanie nadajnika i 100 zł za miesięczny abonament. W przypadku nie odnalezienia ukradzionego pojazdu w ciągu 30 dni, firma zwraca koszty. Skuteczność systemu została doceniona przez pięć towarzystw ubezpieczeniowych: PZU, Allianz, Gerling, Cigna STU oraz Polonia. W jednym z nich można otrzymać nawet do 46% zniżki. Dodajmy, że przy użyciu LoJacka można też chronić maszyny budowlane.

Przełamywanie barier

Choć firma LoJack operuje w wielu krajach, w razie wywiezienia samochodu za granicę Polski system okazuje się bezradny. A to dlatego, że w innych państwach nadajniki działają na odmiennych częstotliwościach.

Być może jednak coś się w tej materii zmieni. Otóż operator niemieckiej wersji systemu (nazwanego tam Detector) i LoJack Polska mają w przyszłości współdziałać przy odzyskiwaniu samochodów skradzionych i przewiezionych przez polsko-niemiecką granicę. Wprowadzenie jednej częstotliwości urządzeń niestety jest niemożliwe, ale zastosowanie dwóch nadajników w jednym aucie już tak. Rozmowy trwają.

Z Detectora możemy mieć jeszcze jeden pożytek. Do tej pory nabywcy nowych niemieckich samochodów nie bardzo mogli skorzystać z systemu podając następujący słuszny argument: "jeżeli zamontuję LoJacka to importer cofnie mi gwarancję, a uzyskanie zgody na montaż u producenta trwa nawet pół roku". Teraz przeprowadzenie badań i uzyskanie homologacji będzie miało miejsce w niemieckiej fabryce.

Źródło: Motor