« Powrót do poprzedniej strony

Król szos - Ford Crown Victoria

Niestraszne mu mody, trendy i koniunktury. Niestraszni konkurenci. Ten outsider współczesnej motoryzacji to Ford Crown Victoria, znany również jako Crown Vic lub po prostu Vic. Horror dla ekologa i ekonomisty, spełnione marzenia amerykańskich liberałów i koncernów paliwowych.

Jest taka reklama – facet ogląda samochody w salonie i mówi do sprzedawcy: - Chciałbym, by był wygodny jak limuzyna, szybki jak coupe, pojemny jak pikap i oszczędny jak mini-van”. Diler uśmiecha się i kręci głową:
- Niemożliwe.

Rzeczywiście. Auta mające łączyć sprzeczności, często kończą jak wozy studyjne, porażki finansowe będące przestrogą dla innych. A jednak dopadliśmy jeżdżącą kpinę ze specjalizacji; wygląda jak limuzyna, ma silnik godny auta sportowego, a konstrukcją i trwałością najbliżej mu do pikapa. Ford Crown Victoria w obecnym kształcie produkowany jest od 1979 roku. I choć od tego czasu zmieniał się niewiele, nie znaczy, że jest przestarzały. Może poza archaiczną konstrukcją, która…też niepodważalne zalety. Otóż Vic ma konstrukcję ramową, podobnie jak pikapy czy co dzielniejsze terenówki. Ma też niegdysiejszą markę krążownika, którego głównym atutem jest wygoda i łatwość prowadzenia. Nic dziwnego, że zapragnęliśmy bliżej go poznać. Ponieważ nie jesteśmy „Top Gearem”, nie mogliśmy liczyć, że Ford prześle nam samolotem najnowszy egzemplarz. Zadowoliliśmy się więc inkarnacją amerykańskiej legendy z 1999 roku. Tym bardziej, że modyfikacje wprowadzone w 2002 r. nie zmieniły charakteru auta.

Pasażer w kajdankach

Nie tylko pieniądzem stoi ojczyzna hamburgerów i Coca-Coli. Również pod względem przestępczości Stany plasują się w światowej czołówce. Dość powiedzieć, że na 100 000 mieszkańców średnio 730 siedzi w więzieniu. Znakomita większość z nich w drodze do komisariatu ma niewątpliwą przyjemność przejechać się właśnie Fordem Crown Victoria. Auta te stanowią 90 proc. floty amerykańskich służb mundurowych z policją na czele i stanowią tak powszechny widok na drogach, jak u nas niegdyś niebieskie Polonezy z białymi pasami. Crown Victoria na co dzień znosi trudy służby na niebezpiecznych ulicach i drogach w myśl zasady „To protect and to serve”. Wersja policyjna różni się od cywilnej m.in. mocniejszym o 25 KM silnikiem, opancerzonym bakiem paliwa, zmodyfikowanym (i nieco podwyższonym) zawieszeniem czy lepszymi hamulcami. Jednak czy takie auto nadaje się do czegoś więcej niż tylko pościgów i wymiany ognia z bandytami? Okazuje się, że tak. Radiowozy po trzech latach lub przejechaniu 100 000 mil można odkupić za 7-8 tys. dolarów na aukcji. Chętnych nie brakuje, zaś wersje policyjne z demobilu służą potem jako taksówki albo auta rodzinne.

American Dream

Każdy z nas z grubsza wie, jak wygląda przeciętna amerykańska osobówka: to dwie wygodne kanapy na czterech kółkach. Nie inaczej jest z Fordem. Choć akurat ten ma z przodu dwa miejsca zamiast trzech, co może mieć związek z miejscem produkcji (Kanada). Ogólnie wnętrze jest bardzo przestronne i narzekać można jedynie na jakość materiałów wykończeniowych. Ford to nie Merkury, tutaj wszystko, począwszy od tapicerki, poprzez podsufitkę, aż po plastik wokół deski rozdzielczej, wręcz krzyczy: „Tak, jestem tandetny, ale stworzono mnie przecież dla ludu pracującego miast i wsi…..Amerykańskich”. Zabawnie wygląda listwa wzdłuż przedniej konsoli imitująca drewno w sposób rozczulająco wręcz nieudolny. A przecież testowana przez nas wersja LX ma nieco lepsze wyposażenie niż zwykły Vic. Jednak tandeta jest tylko w środku. Na zewnątrz auto samym tylko wyglądem wzbudza respekt, zaś pod maską kryje się widlasta ósemka o tyleż sporej pojemności (4,6 litra) co umiarkowanej mocy (225 KM). Silnik przypomina dużą stajnię, w której tylko połowa boksów jest zajęta, a w dodatku znajdujące się tam konie są nieco zaspane. Wystarcza to jednak w zupełności, aby wprawić w ruch niemal dwutonowego kolosa w przyzwoitym tempie, chociaż zamiast galopu mamy tu raczej do czynienia z kłusem. O drobne stłuczki też nie warto się martwić. Zderzaki składają się z dwóch warstw, z których pierwsza jest jakby z plasteliny, osłania zderzak właściwy i z łatwością pochłania lekkie, europejskie miniaturki samochodów, które nieopatrznie postanowiły sprawdzić wytrzymałość amerykańskiego kuzyna.

Easy Rider

Crown Victoria jest w stanie wybaczyć kierowcy znacznie więcej niż George Bush i jego administracja talibom. System Traction Control, choć działa tylko przy przyspieszeniu, uniemożliwia wprowadzenie auta w poślizg, nawet kontrolowany, co dla miłośników naprawdę szybkiej jazdy jest już minusem. Poza tym interwencja jest tu zdecydowana, zaś sam układ – bardzo przeczulony. Rozczarowanie jest tym większe, że kontroli trakcji nie da się wyłączyć. I gdzie tu słynna amerykańska demokracja? Chociaż z drugiej strony dzięki temu samochód idealnie nadaje się dla początkującego albo niedzielnego kierowcy. Wedle opinii użytkowników przydaje się też przy ruszaniu na śniegu, chociaż akurat tego nie mieliśmy okazji sprawdzić. Możemy za to z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że auto prowadzi się w sposób absolutnie nieabsorbujący. Co ciekawe, nawet promień skrętu i manewrowanie nie wymagają przyzwyczajenia. Kłopotów może niekiedy przysparzać długa maska utrudniająca włączenie się do ruchu, zwłaszcza przy wyjeżdżaniu z małych i wąskich uliczek. Jak na tak dużą masę zbyt odczuwalne są też nierówności polskich dróg. Zawieszenie z przodu – niezależne, zaś z tyłu oś napędowa (tutaj modele z 2005 roku niczym się nie różnią od tych z 1979), na europejskie, a raczej polskie drogi mogłoby być nieco twardsze.

Za garść dolarów

Ile trzeba wydać, aby wyjechać z salonu nowym samochodem? Ceny zaczynają się od 25 tys. dolarów (wersja Base), 28 tys. (testowany przez nas LX) aż 31 tys. zielonych (wersja LX Sport). W sumie cena za auto tej wielkości, z tak dobrym silnikiem, z tylnim napędem i przy obecnym kursie dolara brzmi jak niezła okazja. Ceny wersji policyjnych pozostaną słodką tajemnicą koncernu, ale mocno przechodzone (czytaj: podziurkowane kulami gangsterów) egzemplarze z demobilu można dostać już za kilka tysięcy dolarów. Jednak najbardziej podoba się nam absolutna dominacja Forda na drodze. Nie wiadomo, czy to za sprawą rozmiarów i wyglądu, czy tylko policyjnego „upierzenia” wozu, ale większość kierowców ustępuje mu miejsca. Dzięki temu cały lewy pas należy do Vica. I o to chodzi.

Tekst: Tomasz Dominiak
Zdjęcia: Albert Zawada

   
Ford Crown Victoria LX 1999
Dł./szer./wys. cm 539/197/144
Rozstaw osi cm 291
Masa własna kg 1825
Poj. bagażnika l 560
Poj. baku l 72
Silnik cm3 4600 V8
Liczba zaworów 16
Moc KM 225
Moment (lb-ft, RPM) 285/3000
Napęd tylni
Skrzynia biegów 4/automat
Zawieszenie przód niezależne, podwójne amortyzatory, niezależne, pojedyncze amortyzatory gazowe
Zawieszenie tył sztywna belka stabilizacyjna, sprężyny śrubowe, drążek Wattsa
Ogumienie 225/60R16
Cena 27,220 dol. (92,548 zł)

W standardzie (model 2005): ABS, klimatyzacja (ręczna), tempomat, kontrola trakcji, cztery poduszki powietrzne, trzecie światło stop

Summa Summarum

Nie trzeba być stróżem prawa, aby jeździć tym samochodem. Warto jednak być właścicielami stacji benzynowej, bo inaczej Ford Crown Victoria puści nas w skarpetkach, a to za sprawą niepohamowanego apetytu na paliwo. Niezłe właściwości jezdne i obszerne wnętrze czynią przyjemną nawet bardzo długą podróż. W codziennej eksploatacji, biorąc też pod uwagę wysokie stawki AC (niektórzy ubezpieczyciele zaliczają auta amerykańskie do grupy wysokiego ryzyka), może nas szybko doprowadzić do ruiny.

Gaz

Duży i trwały silnik V8 jako standard, ogromny bagażnik, świetne prowadzenie mimo sporej (prawie 2 tony) wagi, precyzyjny układ kierowniczy, duża przyjemność z jazdy, niezłe właściwości jezdne.

Hamulec

Tylko cztery biegi, spory czas reakcji skrzyni biegów, stosunkowo słabe hamulce, niewyłączalny system Traction Control, stosunkowo mało miejsca na tylnej kanapie, wysokie koszty utrzymania.

 

 

 

Źródło: Gazeta Wyborcza - Wysokie obroty